czyli Dyrektor w Biznesie po polsku...

RSS
 

Archiwum z dnia 30 sierpnia 2017

Marsz, długi marsz na Dobranoc

30 sie

Z serii: „Każdy ma swój własny Mount Everest”.

Dyrektor jak chyba każdy miał pewne swoje postanowienie, nazwijmy to „noworoczne”. Takie postanowienie Dyrektor miał od kilku już lat… i cały czas to samo!
Jak to zwykle bywa, „a to później”, „a to kiedy indziej”, „a to za tydzień”… i tak kilka lat minęło.

Dyrektor zacisnął żeby! W końcu trzeba… wykonać!
Spraw dość prosta: Dyrektor obiecał sobie, że wejdzie o własnych siłach! na „niedaleką górkę” na sam jej szczyt. Z Biura Dyrektorskiego widzi ją codziennie, kilkanaście razy wjeżdżał tam kolejka… a chodzi dokładnie o Szyndzielnię! 1001 m n.p.m

Zebrał się Dyrektor w sobie, znalazł stare buty w góry, znalazł Camelbaga (takie plecak/bukłak z wodą i kieszonką na małe rzeczy). Pooglądał Dyrektor szlaki, trasy, jak tam wejść…
I sobotnim południem ruszył na swój własny Mount Everest – pokonać lenistwo, słabości…
Owszem, miał Dyrektor obawy! Czy serce wytrzyma? czy nogi darzą radę? Ostatni raz Dyrektor gdziekolwiek piechotą na wycieczki chodził a z 8 lat temu… ?
Ale co tam…

Poszedł Dyrektor jak „czołg przez prerie” jak na ostatni spacer w życiu jak na śmierć: „Wygra albo Dyrektor – albo Szyndzielnia!” Dyrektor szedł czerwonym szlakiem, najpierw górka Dębowiec.
Dębowiec – 686 m n.p.m. szczyt w Beskidzie Śląskim, niewybitne wzniesienie w grzbiecie, ciągnie się na północ od Szyndzielni… (jak pisze: wikipedia).
Akurat „niewybitne” idź w słońcu 30*C jak Dyrektor, idź pod górę stromą… nie napiszesz wtedy, że to „Nie wybitna górka”…

Z Dębowca dalej… szlakiem krętym, szlakiem czerwonym, iść, ciągle iść… w stronę słońca. A to praży strasznie, leje się pot, okulary Dyrektora zalewa… leje się „żar z nieba”, a za nim znowu pot z czoła.

Co jakiś czas kogoś Dyrektor spotyka, znający temat wędrówek pozdrawiają „Dzień Dobry”, Dyrektor odpowiada „Cześć”. Bo w górach nie ma młody – stary, szlak jest równy dla każdego, dla każdego taki sam. Kiedyś… wszyscy pozdrawiali się „Cześć” teraz jedna na dziesięć osób powie dzień dobry. Zanika tradycja, zanika kultura…
Niby to pozdrowienie, ale też i dodanie otuchy, czasem ktoś zapytał o coś…

A Dyrektor idzie jak na śmierć, jak na ostatni spacer. Cały czas szlakiem czerwonym, oj można by iść zielonym „na skróty”, ale zasady to zasady. Czerwonym do końca… bez ściemy.
I tak szedł Dyrektor z własnymi myślami, z planami, z przemyśleniami bo co robić jak się idzie?
Czasem Dyrektor wody się napił z Camelbaga.
Czasem zakręt nawet dość ostry…
Czasem Dyrektor „kolejkę linową” zobaczył przez drzewa… niedaleko. Swoją drogą Ci w kolejce mają fajnie siedzą sobie wygodnie i jadą… a Dyrektor idzie i idzie jak na śmierć, jak na ostatni spacer.
I idzie Dyrektor i idzie… pot się leje, słońce praży… a Dyrektor idzie dalej.
Od czasu do czasu wiaterek przyjemny, trochę cienia i chłodniej… i cały czas pod górkę.

I nagle… Dyrektor zobaczył znajome miejsce, z kolejki się tędy idzie… to przecież wyciąg już na szczycie prawie? Ostatnie metry gdzie stok kamienisty i schronisko… i wreszcie tak, szczyt! Udało się!
Serce wytrzymało, nogi dały radę…

Tu Dyrektor odpoczął chwilę na polance na trawiastym stoku… zresztą inni też tam odpoczywali.
Owszem kusiło Dyrektora a może jeszcze 30 minut i będzie Klimczok? – ale nie! Nie, nie…
Raz, że wrócić trzeba a dwa, że to przecież od 8 lat pierwszy takie marsz-spacer! Nie ma co „szaleć”.
I przypomniał sobie Dyrektor, że nie ma ani jednego PLN-a i to specjalnie aby nie kusiło wracać kolejka na dół 😉

Powrót to już była przyjemność, bo i z górki i droga znana. Minął Dyrektor znajome osoby, a i zapytał zmęczonego wędrowca siedzącego przy drodze czy: „wszystko w porządku?”
Wracał Dyrektor już szybko, wiadomo… wraca się zawsze szybciej, bo tej drogi jakby mniej – choć naprawdę taka sama odległość.

Doszedł Dyrektor do końca trasy powrotnej. A to że obtarcia, że zmęczenie, a co tam… liczy się, że się udało, że pokonany własny szczyt słabości… że pokonany „Mount Everest” i jaki przyjemny spacer, marsz przez snem na dobranoc… Tak dobrze Dyrektor dawno już nie spał.

A teraz trochę statystyki:
Miejsce startu: 367 m n.p.m.
Szczyt Szyndzielnia: 1001 m n.p.m.
Pokonane: 634 m wysokości.
Trasa: 15,8 km
Prędkość: około 4 km/h
Czas marszu – spaceru: ponad 4 godziny.

PS.
I wszystko byłoby fajnie grzyby nie… „zakwasy dnia następnego„… oj, oj, oj… ała, ała.

No i tradycyjnie fotki:

Widok na trasie spaceru…

Dyrektor i SzyndzielniaPanorama Bielsko-Biała

Dyrektor i SzyndzielniaKolejny ostry zakręt na szlaku…

Dyrektor i SzyndzielniaCzerwony Szlak.

Dyrektor i SzyndzielniaSzyndzielnia 1001 m n.p.m. a Schronisko jest „Za plecami”…

Dyrektor i SzyndzielniaWidok panorama: Bystra, Meszna, Żywiec i Jezioro Żywieckie w oddali.

Dyrektor i SzyndzielniaWidok panorama: Bystra, Meszna.

Dyrektor i SzyndzielniaWidok panorama: Bielsko-Biała, Czechowicze-Dziedzice, Brzeszcze, Oświęcim…

 
Możliwość komentowania Marsz, długi marsz na Dobranoc została wyłączona

Kategoria: Chwile Sukcesu

 
 

statystyka